Latest Posts

WITAJCIE!


Mam dla Was dzisiaj bardzo ważną informację,a mianowicie....

BLOG ZOSTAŁ PRZENIESIONY NA NOWY ADRES:
http://limited-edition-le.blogspot.com/

Od dzisiaj wszystkie nowe posty będą publikowane TYLKO I WYŁĄCZNIE NA NOWEJ STRONIE.

Dotychczasowy blog za pewien czas zostanie na STAŁE USUNIĘTY.

Zapraszam zatem na nowego bloga! :)

 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!



Upały przynajmniej na razie wycofały się,a mnie od razu wróciła wena do pisania. Wybaczcie, że tak długo to trwało, ale naprawdę ledwo je znosiłam...:/

Tym razem przygotowałam dla Was recenzję w 100 % naturalnego kosmetyku jakim jest....

AJUWERDYJSKI OLEJEK DO TWARZY I CIAŁA Z RÓŻĄ marki KHADI. Pewnie jeszcze nie raz przekonacie się, że jestem wielką fanką olejków w pielęgnacji i to zarówno twarzy jak i ciała. Już dawno zauważyłam bowiem, że moja wrażliwa i problematyczna skóra o wiele lepiej toleruje olejki niż balsamy. Tych ostatnich używam niewiele, a jeśli już to tylko brązujących. Naturalne olejki nie podrażniają mojej skóry, wręcz ją uspokajają, delikatnie, aczkolwiek skutecznie ją pielęgnują, a ona chłonie je jak gąbka i w zamian odwdzięcza się zdrowym wyglądem. 

Nazwa olejku może jest trochę myląca, bo choć faktycznie jest on z różą to jednak tworzy go mieszanina kilku różnych olejków. Według producenta nadaje się do wszystkich rodzajów skóry. Ja zdecydowałam się akurat na ten konkretny olejek (w ofercie jest kilka innych - m.in. z białą lilią, różowym lotosem, 10 ziół, przeciwzmarszczkowy czy z fiołkiem) ze względu na jego właściwości złuszczające i rozjaśniające. Olejek ma bowiem działać nawilżająco oraz złuszczająco. Przeznaczony jest dla skóry zaczerwienionej, z przebarwieniami i o nierównomiernym kolorycie, czyli takiej jak moja.



Dowód na to, że jest to produkt naprawdę godny nazwania go ECO? Spójrzcie zatem poniżej na skład i obietnice producenta:




Do tego dołączam jeszcze screen z analizy składu z bardzo fajnej stronki...



...oraz opis działania poszczególnych składników:


Brezylka sappan (Sappan wood) poprawia cerę, wykazuje właściwości złuszczające.
Manjistha poprawia krążenie, oczyszcza skórę, wykazuje właściwości tonizujące, antybakteryjne, ściągające.
 Czerwone drzewo sandałowe polecane na jasne blizny i przebarwienia. 
Kurkuma i Kasturi Manjal wpływają korzystnie na cerę. 
Płatki róży uwadniają i zmiękczają skórę.
 Szafran rozjaśnia cerę. 
Migdały, kiełki pszenicy i witamina E odżywiają skórę. 
Olej z nasion lnu czyni skórę miękką i zapobiega zmarszczkom. 
Geranium uwadnia suchą i dojrzałą skórę, uspokaja, działa antydepresyjnie. 
Palmarosa spłyca zmarszczki, wydziela przyjemny różany aromat. Łagodzi stany wyczerpania nerwowego, daje równowagę emocjonalną.



Przejdźmy teraz do konkretów, jak sprawował się olejek w praktyce :)

MOJA OPINIA

KONSYSTENCJA
Oczywiście oleista i klarowna :P A tak serio są olejki o nieco gęstszej konsystencji i tej rzadszej. Ten należy do 2 kategorii, jest raczej wodnity.
 
WYDAJNOŚĆ
Moim zdaniem przez to, że jest  dość rzadki jest też i mniej wydajny, niż ma to miejsce w przypadku gęstszych olejów.

ZAPACH
Różano-ziołowy. Jedyny aspekt tego kosmetyku, który nie przypadł mi do gustu. Nie przepadam za zapachem róży w kosmetykach, perfumach, a nawet za jej smakiem np. w nadzieniach do pączków :P Nawet przy dłuższym stosowaniu nie mogę się do niego przyzwyczaić. Jest w dodatku bardzo intensywny, a oddychając jego oparami w trakcie aplikacji zaczyna mi się robić niedobrze. Jest na tyle mocny, że utrzymuje się w pomieszczeniu, w którym go nakładałam jeszcze przez wiele godzin. W moim przypadku nie zauważyłam jego działania relaksującego, odprężającego i antydepresyjnego, wręcz przeciwnie - zapach mnie drażni, nie podoba mi się i wywołuje u mnie raczej nieprzyjemne doznania ;)

KOLOR
Pomarańczowy



STOSOWANIE
Używam go regularnie, w nocy, przed pójściem spać. Po kilka kropel na daną część ciała (np. rękę, nogę, brzuch etc.). Pomijałam twarz, bo na nią nakładam inne olejki.

OPAKOWANIE
Plastikowa, przezroczysta buteleczka z czarną zakrętką i ceglastą etykietą. Jej pojemność wynosi aż 210 ml!!! Co doceniam, bo im więcej olejku mam tym lepiej :) Butelka jest poręczna i wygodna w użyciu, ze szczelnym zamknięciem.

EFEKTY
Olejek dobrze nawilża skórę, bardzo szybko się wchłania i moim zdaniem pozostawia na trochę cieniutką powłoczkę, coś na kształt filmu w kremach. Przy dłuższym stosowaniu widać jego właściwości złuszczające. Przebarwienia i zaczerwienia bledną, stają się mniej widoczne, a koloryt skóry wyrównany. Nie jest to jakiś spektakularny efekt, lecz delikatny i stopniowy, ale na pewno zauważalny. Rozjaśnianie jest dla mnie bardzo istotne, bo moja skóra jest pełna mankamentów i pozostałości po trądziku, które trzeba wybielić. Skóra po jego użyciu staje się wyjątkowo gładka, miękka i napięta, nabiera blasku i zdrowego kolorytu. Po prostu odżywa i widocznie poprawia się jej stan oraz barwa.
 
CENA I DOSTĘPNOŚĆ
W moim przypadku był to koszt rzędu 58 zł / 210 ml plus przesyłka. Można go nabyć w sklepach internetowych z ekologicznymi produktami. Ja swój kupiłam TU.



PLUSY
+ wygodne opakowanie
+ szczelne zamknięcie
+ dobrze nawilża
+ złuszcza i rozjaśnia skórę
+ spora pojemność
+ naturalne składniki
+ nie testowany na zwierzętach
+ idealny do masażu całego ciała
 

MINUSY
- intensywny różano-ziołowy zapach, który mnie osobiście przeszkadza
- średnia wydajność


PODSUMOWANIE
Z czystym sumieniem mogę polecić ten olejek. Posiada bardzo dobre właściwości, naturalne składniki, jest delikatny, szybko się wchłania i doskonale pielęgnuje skórę. Nadaje się dla skór problemowych, z mankamentami typu piegi, przebarwienia, zaczerwienia, plamki, blizny etc., bo dość dobrze radzi sobie z ich rozjaśnianiem. OGÓLNA OCENA to 4,5.Odjęłam połówkę za zapach :P


Pozdrawiam,
M. (LEB)

HELLO kochani!



W ten jakże upalny dzień mam dla Was tym razem MINI recenzję pomadki pielęgnacyjnej, a dokładnie ODŻYWCZEGO SZTYFTU DO UST z maliną nordycką od NEUTROGENY.




Już po samym tytule posta pewnie się domyślacie, że "ochów" i "achów" nie będzie...Taki też był jego zamysł :-P Bez zbędnych ceregieli przejdę zatem do konkretów.

Na pierwszy ogień rzućcie okiem na skład:



Co my tutaj mamy? Jak na taką niepozorną pomadkę całkiem sporo tych składników,a są nimi:
uwodorniony poliisobuten (emolient), wosk syntetyczny (sic!), poliisobuten, uwodorniony wosk mikrokrystaliczny, diester kwasu stearynowego i poliglicerolu, trójgliceryd kaprylowo - kaprynowy (emolient), wosk karnauba (naturalny wosk roślinny z liści palmy), hektoryt disteardimonium (stabilizator, zagęstnik), octan tokoferylu (przeciwutleniacz), ekstarkt z maliny moroszki/nordyckiej, gliceryna, alkohol (sic!-o zgrozo, po co on tu?!)), Woda, witamina E, substancja perfumująca.



OPINIA:
Skład nie powala, choć nazwy niektórych składników owszem ;)  Z racji, że często mam wysuszone, spierzchnięte i popękane wargi sięgam po rozmaite pomadki i balsamy do ust, w nadziei, że któryś z nich w końcu rozwiąże mój problem. Tym razem jednak tak się nie stało.
Co dalej? Hmmm...Może zacznę od zalet sztyftu, bo jest ich zdecydowanie mniej. Niezaprzeczalnym atutem pomadki jest jej piękny, malinowo-kremowy zapach, podobny do pewnych twardych cukierków mleczno-malinowych lub lodów śmietankowo-malinowych. W każdym razie zapach jest uroczy i "mniamniuśny" :P Sztyft jest wygodny i poręczny, łatwy w użyciu. Posiada estetyczne, minimalistyczne białe opakowanie w formie tradycyjnego wysuwanego sztyftu.Jest tłusty i po aplikacji niby dobrze natłuszcza usta,jednak ten efekt jest bardzo krótkotrwały. Znika w kilka chwil po użyciu. wargi co prawda pozostają leciutko nawilżone i odrobinę miększe,ale dla mnie to stanowczo za mało. Dodam, że stosuję ten sztyft regularnie i obowiązkowo na noc, grubą warstwą, a usta i tak nie są odżywione tak jak być powinny!Po pewnym czasie bez aplikacji (wiadomo, nie smaruję się nim non stop) usta bardzo szybko znowu się wysuszają i pojawiają się na nich nieestetyczne skórki. Po nałożeniu sztyftu miękną, odchodzą, a usta stają gładkie i miękkie zaledwie na parę godzin, po czym tworzy się na nich nowa "skorupka"martwej" skóry. Robię nawet peelingu i masaż ust np. szczoteczką do zębów, ale we wszystkich przypadkach efekt jest porażająco krótkotrwały. 
Podsumowując, poza drobnymi zaletami, sztyft nie spełnił w moim przypadku swojej podstawowej roli odżywczej- nawilżenie, miękkość oraz gładkość ust utrzymują się zdecydowanie za krótko. Nawet nie zdążę się nacieszyć ich gładką strukturą...Produkt oceniam na 2,0.



PLUSY:
+ minimalistyczne, estetyczne, poręczne opakowanie
+ piękny kremowo-malinowy zapach
+ tłusta konsystencja

MINUSY:
- żle, opornie rozprowadza się na ustach, tworząc niemiły film
- właściwości odżywcze nikłe, nawet przy regularnym stosowaniu
- niezwykle krótkotrwały efekt  nawilżenia, wygładzenia i miękkości 
- usta bardzo szybko ulegaja ponownego wysuszeniu i pierzchnięciu


Pozdrawiam,
M. (Limited Edition Blog - LEB)

Witajcie!



Na dzisiaj przygotowałam dla Was, drodzy czytelnicy, recenzję dermokosmetyku  naszej rodzimej marki, która od ponad 20 lat zajmuje się produkcją kosmetyków przeznaczonych dla cer wrażliwych i alergicznych. 

Co takiego wyjątkowego jest w ich produktach? Jako odpowiedź pozwolę sobie zacytować fragment z ich strony:
"
Co wyróżnia kosmetyki SYLVECO spośród innych dermokosmetyków?
  • nie zawierają sztucznych barwników ani substancji zapachowych,
  • nie zawierają konserwantów, które są najczęstszymi składnikami uczulającymi i podrażniającymi skórę (parabeny, itp.),
  • nie zawierają surowców wytwarzanych z ropy naftowej lub jej pochodnych,
  • nie zawierają olejów silikonowych, glikoli,
  • są pozbawione zbędnych, obciążających skórę substancji zagęszczających i stabilizujących,
  • są wydajne i skuteczne, a przede wszystkim
  • są hypoalergiczne i bezpieczne dla skóry
Kosmetyki SYLVECO nie są testowane na zwierzętach."
Źródło:  http://sylveco.pl/firma-sylveco/o-nas/o-produktach

I wszystko jasne, nic dodać, nic ująć! Takie produkty to ja lubię! :D, stąd  moje zainteresowanie marką.


Spośród całej oferty jej produktów ja postawiłam akurat na oczyszczanie cery i wybrałam ŻEL RUMIANKOWY DO TWARZY  SYLVECO.



Oto co producent pisze o właściwościach żelu na etykiecie:




 SKŁAD:
Opis jest bardzo szczegółowy, a skład ogranicza się raptem do 8 elementów, w tym, co ważne w tej marce - także naturalnych składników przyjaznych dla skóry. 
Co zatem zawiera ów kosmetyk? Zgodnie z kolejnością na etykiecie składa się z :wody, poliglukozydu laurylowego, gliceryny, kwasu salicylowego, panthenolu, wodorowęglanu sodu, soli kwasu benzoesowego oraz destylatu z kwiatów rumianku pospolitego (olejek rumiankowy).



OPINIA:

Co jakiś czas w ramach odmiany od mojego ulubionego mydełka (o którym możecie przeczytać TUTAJ) kupuję do oczyszczania twarzy jakiś nowy specyfik. Tym razem zaciekawiła mnie firma SYLVECO, ja jako że wcześniej nie miałam przyjemności stosowania ich kosmetyków postanowiłam je przetestować. Na pierwszy ogień padło na ich żel. Jak się spisał? Zużyłam go na chwilę obecną ponad pół buteleczki, więc mam już pewne doświadczenia. Jakoś specjalnie jednak mnie nie zachwycił, ale  na pewno jest to produkt wart wypróbowania i godny polecenia. W moim przypadku średnio się spisał. Z pewnością nie podrażnia i nie uczula, jest naprawdę bardzo delikatny. Tak jak obiecuje producent - jak najbardziej nadaje się do cer wrażliwych. Słabo się pieni, ale to norma w produktach z naturalnymi składnikami, ale za to dobrze oczyszcza skórę. Po jego użyciu staje się miękka, napięta i dość dobrze nawilżona. Z racji obecności kwasu salicylowego trochę wysusza skórę, a przez to uwidacznia u mnie wszelkie zaczerwienia. Nie jest to w żadnym wypadku jakaś reakcja alergiczna, po prostu moja skóra akurat tak właśnie reaguje na niego. Z czasem dostrzegłam jednak niewielkie rozjaśnienie przebarwień. Odblokowania porów jako takiego nie zauważyłam, ale moje pory wiecznie są zaczopowane, więc rzadko czemu udaje się je porządnie oczyścić. Z kolei jeśli chodzi o wydzielanie sebum to przy dłuższym stosowaniu można zauważyć nieco mniejsze przetłuszczanie się skóry, ale bez szału. Żel, czego można było się domyślić ;P, pachnie subtelnie rumiankiem i jest to woń, która  naprawdę kojarzy się z naturalnym zapachem rumianku, a nie jakimś syntetycznym substytutem. ;) Żel ma raczej wodnitą konsystencję, nie jest gęsty. Posiada też lekko zielonkawy kolor. Zamknięty jest natomiast w małej, poręcznej buteleczce z dozownikiem w postaci pompki. Moim zdaniem pojemność 150 ml jest trochę za mała, albo po prostu buteleczka wydaje się być takim "kurdupelkiem" :-P  Koszt żelu to niecałe 18 zł. Zwrócę uwagę jeszcze na design opakowania, które jest minimalistyczne, nawiązuje do naturalnego składu. Ogólnie podoba mi się jego prostota i praktyczność.



PLUSY:
+ dobrze oczyszcza skórę
+ subtelnie pachnie rumiankiem
+ posiada w składzie naturalne składniki
+ bardzo łagodny dla skóry, nie podrażnia
+ napina i dosyć dobrze nawilża skórę, która staje się miękka i miła w dotyku
+ poręczne opakowanie z pompką
+ minimalistyczne opakowanie

MINUSY:
- słabo się pieni
- trochę wysusza
- mało wydajny
- zbyt mała pojemność 



PODSUMOWANIE I OGÓLNA OCENA:
Produkt dobry,wart polecenia, aczkolwiek na mojej skórze nie do końca się sprawdził. We wskazaniach producent pisze, iż nadaje się do cery trądzikowej. Owszem, ale tylko do jej łagodnego, a zarazem skutecznego oczyszczenia. Większych efektów raczej się po nim nie spodziewajmy. Po prostu kosmetyk dobry do codziennego mycia buzi, a jego dodatkowy plus to naturalne składniki. Trądziku na pewno nie zaostrzy i nie podrażni wrażliwej skóry, będzie działał raczej na linii oczyszczanie-łagodzenie z pewnym aspektem leczniczym, z racji obecności kwasu salicylowego, który często jest wykorzystywany w kosmetykach przeciwtrądzikowych. Produkt oceniam na 3 +.
Pozdrawiam,

M. (LEB)

WITAJCIE!



Dzisiaj przybywam do Was z recenzją mojego ulubionego naturalnego mydełka, którego pełna nazwa brzmi: DERMAGLIN - MYDŁO DERMATOLOGICZNE Z ZIELONĄ GLINKĄ KAMBRYJSKĄ. Tak, nie przejęzyczyłam się - to mydło, którego używam do mycia twarzy już od kilku lat i bardzo sobie chwalę, ale o tym za chwilę ;)



Na początek kilka słów od producenta:




SKŁAD:





Jak zaczęła się moja przygoda z tym mydełkiem? 
Całkiem przypadkowo, ale do rzeczy :P Od kilkunastu lat bowiem borykam się z trądzikiem i stosowałam przez ten okres najróżniejsze specyfiki, jak się można spodziewać, z różnym skutkiem. Zazwyczaj niestety pomagały one tylko na początku użytkowania i była widoczna niewielka poprawa, jednak z czasem jakby przestawały działać i problem powracał. Postanowiłam szukać dalej, jak to mówią, do skutku. Pewnego dnia zupełnie przypadkiem przeglądając w sieci aktualną ofertę  Rossmanna natrafiłam na ten właśnie produkt. Niby niepozorny i wyglądający jak najzwyklejsze mydło, ale jednak od razu przykuł moją uwagę. Zaczęłam poszukiwać informacji na jego temat przeglądając rozmaite strony. Jako fanka kosmetyków ECO zainteresował mnie zwłaszcza jego naturalny skład i obecność zielonej glinki, która z doświadczenia wiem, że dobrze oczyszcza. Nie spotkałam się jednak do tej pory z nią jako składnikiem mydełka i to mnie zaciekawiło najbardziej. Postanowiłam zaryzykować i spróbować. W końcu koszt mydła nie jest wysoki, bo wynosi raptem ok.14 zł, a skład wydawał się naprawdę obiecujący. Udałam się zatem do Rossmanna i kupiłam swoją pierwszą kostkę. Co stało się potem? Powiem krótko: PRZEPADŁAM!
Produkt okazał się wybawieniem dla mojej kapryśnej cery i JAKO JEDYNY DOPROWADZIŁ JĄ DO STANU NAPRAWDĘ ZADOWALAJĄCEGO, czego nie udało się wcześniej osiągnąć antybiotykom ani drogim aptecznym dermokosmetykom polecanym mi przez dermatologa. Jak więc widać nie zawsze droższy produkt, renomowanej marki jest lepszy. Czasami za niewielkie pieniądze możemy upolować prawdziwe perełki!



MOJA OPINIA:
Mydełko odpowiada mi pod każdym względem i wręcz ubóstwiam je za jego zbawienny wpływ na moją wrażliwą i problemową cerę. Ma wielkość standardowego mydła ( 100 g) i bladozielony kolor, widoczny na zdjęciach. Jest bardzo wydajne i obficie się pieni. Przy codziennym użytkowaniu, 2 razy dziennie wystarcza mi na ok. 3-4 miesiące. Przechowuję je w zwykłej palstikowej zamykanej mydelniczce i nic się z nim nie dzieje. Zapach nieco przypomina mi ten u kultowego Aleppo (a propo to mydło kompletnie się u mnie nie sprawdziło, a wręcz pogorszyło mi stan cery), z tym, że Dermaglin pachnie  moim zdaniem o wiele ładniej i deliktaniej, a także bardziej "morsko:" :P W każdym razie jego woń zupełnie mi nie przeszkadza, szybko można się do niej przyzwyczaić do tego stopnia, że po dłuższym stosowaniu staje się niemal niewyczuwalna. W założeniu producenta mydlo ma nawilżać, a składniki są dobrane tak, by zabezpieczyć skórę przed utratą wody. Nie zgodze się z tym, bo mydło wysusza i to wcale nie słabo. Mnie jednak jakoś specjalnie to nie zraża, bo jestem posiadaczką cery mieszanej w kierunku tłustej,dodatkowo z trądzikiem, a to mydełko ładnie wysusza wykwity. Polecam je jednak osobom z cerą tłustą, mocno się przetłuszczającą i z niespodziankami. Zdecydowanie odradzam posiadaczkom cery suchej i normalnej, bo może je przesuszyć. Po dłuższym stosowaniu widać wyraźna poprawę skóry- mniej krostek, cera bardziej jędrna, napięta i co dla mnie jest bardzo ważne - jaśniejsza. Koloryt staje się wyrównowany, a przebarwienia i zaczerwienia bledną, stają się w miarę stosowania coraz mniej widoczne. A to dla mnie ogromny plus, bo trądzik pozostawia po sobie przecież liczne ślady. Odnoszę nawet wrażenie, że to mydełko posiada w jakimś stopniu niewielkie właściwości złuszczające, a z pewnością- rozjaśniające, bo skóra przed stosowaniem i po, różni się znacząco. Jest zdrowsza, oczyszczona, pory są mniej widoczne, a wszelkie niedoskonałości, błyszczenie, przebarwienia i zaczerwienienia- wyraźnie zredukowane.




STOSOWANIE:
Ja używam mydełka tradycyjnie, czyli tak jak ma to miejsce w przypadku większości produktów oczyczających do twarzy - 2 razy dziennie, rano i wieczorem. To jest według mnie optymalny rytuał, bo przy częstszym stosowaniu można szybko wysuszyć skórę i będzie się nieestetycznie łuszczyła.



PLUSY:
+ bardzo wydajne (przy codziennym stosowaniu 2 razy dziennie wystarcza na ok.4 miesiace)
+ dobrze się pieni
+ jest poręczne
+ lekko morski zapach z domieszką nut glinki
+ znacząco poprawia stan cery  trądzikowej (dobrze oczyszcza i wręcz leczy wykwity)
+ wyrównuje koloryt cery (rozjaśniając przebarwienia i zaczerwienienia)
+ nie podrażnia

MINUSY:
- wysusza



PODSUMOWANIE:
Mój absolutny KOSMETYCZNY HIT od lat i choć nie stosuję go ciągle to zawsze do niego wracam. Mogę  na niego liczyć, bo jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Kiedy po niego sięgam wiem, że nie podrażni mojej wrażliwej cery, a może przynieść jej tylko same korzyści i znacząco poprawić jej stan. Z czystym sumieniem polecam posiadaczkom cer tłustych i mieszanych ze skłonnością do trądziku. Jako osoba od wielu lat borykająca sie z nawracającym i uporwczywym tradzikiem, trudnym do wyleczenia, stwierdzam, że jest jednym z lepszych mydeł dermatologicznych na rynku. Bije na głowę nawet sławne Aleppo, które w moim przypadku było kompletną pomyłką! Dla mnie DERMAGLIN jest THE BEST EVER, a wiem co mówię, bo przerobiłam w swoim zyciu tony specyfików na trądzik, zarówno tych drogeryjnych, jak i z aptecznej półki! Póki co to mydło jest NAJLEPSZE i ciężko innym dorównać do niego...Gdybym miała podsumować jednym zdaniem jego właściwości z całym przekonaniem powiedziałabym :"TAKI NIEPOZORNY, A POTRAFI ZDZIAŁAĆ CUDA"!


Pozdrawiam,
M. (LEB)

Witajcie!



Dzisiaj przygotowałam dla Was obszerny post na temat AKCJI AMBASADORSKIEJ zorganizowanej przez polski team marki Le Petit Marseillais i recenzję produktów, które dzięki niej miałam przyjemność testować.



O akcji dowiedziałam się z fanpage marki na Facebooku i postanowiłam wziąć udział w zabawie, wypełniając ankietę i zadania w niej zawarte. Jakież było moje zdziwienie i radość, kiedy dowiedziałam się, że zostałam wybrana na Ambasadorkę Le Petit Marseiilais!!!! Brzmi dumnie prawda? ;) Potem było już tylko niecierpliwe oczekiwanie na kuriera z tajemniczą przesyłką....Aż w końcu, przed samiuśkim długim majowym weekendem, dokładnie 29 kwietnia, do mych drzwi wreszcie zapukał kurier z długo wyczekiwaną paczką...



Mym oczom ukazało się na pierwszy rzut oka skromne pudełko z logiem marki. Napięcie rosło,a otwarcie go okazało się znakomitą zabawą i wielką frajdą, nie tylko dla mnie, ale również dla członków mojej rodziny, którzy nagle zebrali się wokół, jakby to była wygrana w totka :P 



Po otwarciu moim oczom ukazał się list skierowany do Ambasadorek, który zawierał instrukcję "obsługi"  pudełka.



Po jego dokładnym przeczytaniu i zapoznaniu z zawartością, rozpoczęła się zabawa. Należało zamknąć oczy lub nałożyć dołączoną do pudełka opaskę na oczy, powąchać obydwa żele i odgadnąć, jakie zapachy kryją się w butlach. Potem wystarczyło zdjąć banderole i sprawdzić czy udzieliło się właściwych odpowiedzi. O dziwo nikt nie miał z tym najmniejszych problemów i wszyscy odgadli prawidłowo :)




Potem zapoznałam się z mini-książeczką o kosmetykach Le Petit Marseillais,czyli Przewodnikiem Ambasadorki i przystąpiłam do przewertowania drugiego dna pudełka, w którym znalazły się próbki żelu pod prysznic Kwiat Pomarańczy oraz żółtego mleczka do ciała, którymi należało podzielić się z przyjaciółkami/znajomymi/krewnymi etc.






Poniżej przykładowy zestaw dla znajomych i cała pula próbek:




Po kilku tygodniach testowania produktów Akcja Ambasadorska dobiega powoli końca i tym samym nadszedł czas na jej podsumowanie i rzetelne zaopiniowanie przetestowanych produktów.



Delikatny żel pod prysznic VERBENA I CYTRYNA - żel faktycznie jest delikatny, łagodnie i skutecznie oczyszcza skórę, nie podrażniając jej, ani nie wysuszając. Nawilża skórę, pozostawiając ją gładką, miękką i elastyczną. Pachnie dość intensywnie, a pierwsze skojarzenie zapachu odnosi się do znanych malutkich cukierków ziołowych Verbena ;) Jest orzeźwiający, dodaje energii i pobudza. Zapach jednak nie jest długotrwały i dość szybko się ulatnia. Mnie średnio przypadł do gustu. Żel słabo się pieni, przez co jest mało wydajny i za każdym razem trzeba wylać sporą ilość, żeby umyć daną partię ciała. Prostokątna butla wyróżnia się na tle innych produktów zarówno na sklepowej półce jak i na tej w mojej łazience. Design opakowania oceniam zatem na plus. Pojemność 400 ml i wielkość butelki sprawia, że wymiarowo ten produkt jest bardzo poręczny w użytkowaniu.



Delikatny żel 2 w 1: pod prysznic i do kąpieli POMARAŃCZA I GREJPFRUT - spośród tych dwóch pełnowymiarowych żeli ten jest zdecydowanie moim faworytem. Bardzo odpowiada mi jego zapach, który podobnie jak poprzednik także jest rześki, pobudza, dodaje energii i pozytywnie nastraja. Moim zdaniem pachnie mniej intensywnie niż jego mniejszy "brat",ale oba nie należą raczej do rodziny długodystansowców i pachną krótko. Subtelnie nawilża, łagodnie myje i pielęgnuje skórę-po jego użyciu jest gładka, miękka i napięta. Odnoszę również wrażenie, iż ten  żel lepiej się pieni, a przez to od razu staje się bardziej wydajny. Można zdecydowanie mniej go nalać, a i tak będzie efektywniejszy podczas kąpieli niż poprzednik. Butla o pojemności 650 ml jest już niestety mało poręczna, źle trzyma się w dłoni, jest po prostu nieco za duża. Płyny do kąpieli zwykle występują w większych pojemność, a co za tym idzie dużych butlach, więc pewnie dlatego jego pojemność jest większa aniżeli "brata" powyżej. Butelka stosowana jako żel pod prysznic jednak się nie spisuje, bo ciężko utrzymać ją w dłoni i wylać odpowiednią dozę kosmetyku.



Kremowy żel pod prysznic KWIAT POMARAŃCZY- ten produkt absolutnie podbił moje serce i żałuję, że mogłam go wypróbować tylko w postaci próbki. Jestem wielką fanką kremowych produktów i ten zdecydowanie przypadł mi do gustu. Do tego pięknie świeżo pachnie, doskonale się pieni i dobrze pielęgnuje skórę, według mnie nawet lepiej niż żele pełnowymiarowe, które otrzymałam do testów. Jest bardzo wydajny, wystarczy niewielka kropla, by wytworzyła się obfita piana i można było umyć spory obszar ciała. 



Mleczko nawilżające, bardzo sucha skóra MASŁO SHEA, SŁODKI MIGDAŁ, OLEJEK ARGANOWY- kolejny produkt, nad którym ubolewam, że testowałam go tylko z próbki, bo jest świetny! Ma kremową, cudownie lekką konsystencję, która po nałożeniu wchłania się w mgnieniu oka, pozostawiając skórę doskonale nawilżoną, odżywioną, jedwabiście gładką, miękką i napiętą na długi czas. Ponadto mleczko pięknie, słodko pachnie, a swoją woń zawdzięcza zapewne słodkim migdałom, które jako składnik wielu kosmetyków nadają im specyficzny słodki zapach. Mnie osobiście bardzo urzekł, bo jestem wielką fanką słodkich,wręcz mdłych zapachów w pielęgnacji, chociażby takich jak: mleko, miód, migdały, czekolada, wanilia czy kokos. Warto zaznaczyć, że zapach mleczka utrzymuje się na skórze bardzo długo-w moim przypadku nawet kilkanaście godzin po aplikacji!



Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z udziału w Akcji i faktu zostania Ambasadorką Le Petit Marseillais, a przede wszystkim z możliwości poznania tej marki i przetestowania jej produktów. Jestem tym bardziej wdzięczna, że był to mój debiut w tego typu akcjach, a sama marka była dla mnie nowością. Testowane produkty okazały się bardzo dobre, ciekawe i godne polecenia. Mam nadzieję, że ten wpis oraz recenzja sprawią, że i Wy, drodzy czytelnicy sięgnięcie po kosmetyki LE PETIT MARSEILLAIS i weźmiecie udział w kolejnych akcjach. Zachęcam Was do tego gorąco, bo naprawdę WARTO!

Pozdrawiam, 
LEB

Witajcie moi drodzy po dłuższej przerwie! :)



Wracam do Was z recenzją KREMU-ŻELU NAWILŻAJĄCEGO na dzień/noc marki KOLASTYNA - ENERGY TOUCH moc świeżości do cery tłustej i mieszanej.


Od producenta:
Kremik zapewnia 24-godzinne nawilżenie, zmniejsza przetłuszczanie skóry i matuje. Bez parabenów.
W swym składzie zawiera:
- H2O Intense-odpowiadający za zapewnienie skórze właściwego nawilżenia;
- Collasten Complex 
- Sepimat SB  - wspomagający kontrolowane błyszczenia skóry.
- ekstrakt z grejpfruta.





Tyle gwoli wstępu, teraz czas na konkrety :P

Krem ma trochę niestandardową pojemność, bo 40 ml, a najczęściej spotykamy przecież 50 ml. Moim zdaniem mogłoby być go troszkę więcej ;) Zamknięty jest w miękkiej zielono-białej lakierowanej tubie. Ma biały kolor i faktycznie konsystencję kremo-żelu, która jest lekko śliska, a przez to szybko i łatwo się rozprowadza. Jest też bardzo lekka i dlatego błyskawicznie się wchłania. No i ten zapach....Krem po prostu PACHNIE CUDNIE! Pewnie już zauważyliście i przekonacie się jeszcze nie raz, że zwracam uwagę na zapach kosmetyków. Po prostu lubię jak krem, błyszczyk, puder czy inny produkt ładnie pachnie, ale ten krem naprawdę pod tym względem podbił moje serce! Dawno nie miałam tak ślicznie pachnącego kremu. Jego zapach jest świeży, delikatny, owocowy. W każdym razie genialny! I co dziwne, po jego użyciu skóra pachnie jeszcze dłuuuuugo! Nakładam go zawsze pod makijaż, a nawet po kilku godzinach słyszę- "Co tak ładnie pachnie?", "Co to za nowe perfumy?", a to tylko zwykły krem. Mimo, że jak widać jego zapach jest dość trwały i długo utrzymuje się na skórze to nie uczula. Czasami zdarza się bowiem, że kosmetyk mocno perfumowany uczula syntetycznymi aromatami. W tym przypadku (na szczęście!) tak nie jest.:)


Co do działania- krem dobrze nawilża skórę, ale nie jest mistrzem matowienia, bo jest ono (niestety) słabe i buzia zaczyna się świecić po jakimś czasie, ale i tak nie jest to super mocny "flesz", który czasami przydarza się mojej przetłuszczającej cerze. Świetnie nadaje się jako baza pod make up. Przez to, że łatwo się rozprowadza i szybko wchłania, pokrywając buzię lekko śliską powłoczką- podkłady dobrze się na nim rozsmarowują i wyglądają naprawdę korzystnie.



I teraz najlepsze, CENA. Kosmetyki Kolastyna nie są drogie,ale moim zdaniem naprawdę dobre. Ja za ten kremik w promocji Rossmanna zapłaciłam tylko....UWAGA.... niecałe 8 zł!!!!! Wyobrażacie sobie? Krem jest naprawdę tani jak barszcz, a jest naprawdę dobry.



PODSUMOWUJĄC....

Zalety:

+ BOSKI ZAPACH!!!!!!!!!
+ lekka konsystencja
+ dobre nawilżenie
+ łatwo się rozprowadza
+ błyskawicznie wchłania
+ idealny pod makijaż
+ wygodna tuba


 Wady:
- mniejsza niż standardowa pojemność
- słabe matowienie 
 


Ostateczny werdykt brzmi zatem....

CUDO ZA GROSZE! :)